poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Now I'm climbing the walls, but you don't notice at all...



            Z lotniska odebrał mnie Louis. Cały czas mnie przytulał i chwalił, jak ja to wyrosłam i jak ja to wyładniałam. Śmiałam się z niego jak potłuczona, dopóki nie wsiadłam do auta. Prowadził Lou, oczywiście, ale nie mogło zabraknąć z nim Nialla, Harrego i Liama. Usiadłam z tyłu między Niallerem, a Liamem. Lou o mało co nie wypadł z drogi przez nasze śmiechy, nic się na szczęście nie stało. Od razu żeby rozluźnić atmosferę Niall zaczął opowiadać kawały. Ale co jak co, humor ma zawsze spoko. Wkrótce byliśmy w domu. Zayn przywitał mnie buziakiem w dłoń, co od razu mi się spodobało – widać, że myliłam się co do nich. To zwykli chłopcy z paroma świetnymi piosenkami. Poszłam się rozpakować; pokój, który otrzymałam tymczasowo był cudny. Delikatne, beżowe ściany, brązowe meble, widok na pobliski park. Uśmiechnęłam się i powkładałam ubrania do szuflad i szafy. Położyłam laptopa na biurku i podłączyłam Xperię do ładowania. Rozłożyłam się na wielkim, miękkim łóżku. Byłam tak zmęczona podróżą, że nie mogłam się wręcz doczekać wieczoru, by pójść spać. Przebrałam się w letnie ciuchy, tzn. żółtą bokserkę z kokardą na ramieniu i krótkie jeansowe spodenki. Zeszłam po schodach do chłopców, oglądali telewizję.
- No siema, co tak od nas uciekłaś? – usłyszałam Louisa, ciągnącego mnie na jego kolana za biodra. Zaśmiałam się.
- Leciałam osiem godzin, wiesz jaka jestem zmęczona? – mruknęłam i ziewnęłam.
- Chodźmy do basenu! – krzyknął po chwili Nialler, biorąc mnie na ręce. Piszczałam, wyrywałam się, kopałam i wrzeszczałam. Jedynie Liam, jako ten jako tako zdyscyplinowany chciał powstrzymać Nialla, bez skutku. Byłam cała mokra, a dopiero co się przebierałam. Zabiję go kiedyś…
            Wszyscy zostali wrzuceni przeze mnie do wody, później poszłam we własne ślady i udawałam, że popycham się do wody. Pływaliśmy koło trzech godzin, później chyba Liam (lub Harry, nie pamiętam) zaproponował wyjście do pizzerii.
            Wieczorem padłam kompletnie wykończona spać. Chłopcy nie mają umiaru co do zabawy i żarcia.
następny dzień południe
- Jane? – usłyszałam cichy głos któregoś z chłopców, wszedł do mojego pokoju. Zerknęłam znad laptopa na drzwi. To był Louis.
- Tak, maluchu? – wstałam z fotela, po jego minie było widać, że nie jest zadowolony. – Usiądź, Lou i mów co się dzieje.
- Ja.. ja chyba nie.. Nie interesują mnie dziewczyny. – uniosłam brwi. Usiadłam obok niego i pogładziłam jego ramię.
- Przecież to nie koniec świata, nie musisz wcale być z tego powodu załamany, czy choćby smutny. Skąd ta pewność?
- Podoba mi się.. Harry. – po chwili odparł. Moje źrenice rozszerzyły się, ale Louis chyba tego nie zauważył. Starałam się nie okazywać zdziwienia.
- Skarbie, upewnij się że to na pewno coś poważnego, chyba nie chciałbyś popsuć waszej przyjaźni. Zastanów się i przemyśl wszystko, dopiero kiedy już będziesz pewien, porozmawiaj z nim. Wiesz jaki jest wybuchowy. – przytuliłam kuzyna i uśmiechnęłam się pocieszająco. Razem z nim zeszliśmy do chłopców.
            Liam przyprowadził Danielle, od razu ją polubiłam. Ładna, przemiła, idealnie dobrali się z Payne’m. Później para wyszła, Zayn wziął Harry’ego i Louisa na pizzę, ja nie miałam ochoty na ten upał wychodzić, Niall też został. Oglądaliśmy filmy, podkradaliśmy marchewki Louisa i pływaliśmy chwilę. Horanek stwierdził, iż jest głodny i poszedł zamówić jakieś Fast-foody. Poprosiłam o puszkę coli i poszłam się opalać. Zachwycałam się moim strojem, który dostałam w tamtym roku na dzień dziecka. Różowy dwuczęściowy, z falbankami na biustonoszu. No kurczę, cudny! Ukradłam z pokoju Nialla fullcap i ubrałam okulary. Nawet ładnie wyglądałam: oczojebny strój, opadające na ramiona blond farbowane włosy i dodatki w postaci czapki i nerdów. Mhmhmhmh, ale słońce praży. Niall po dziesięciu minutach przyszedł, miał coś powiedzieć, lecz stanął w miejscu i spojrzał na mnie. Podparłam się na łokciach i zerknęłam na niego. 

sobota, 21 kwietnia 2012

It's my last big breath what you want me to do...?

Transmisja meczu Barcelona – Chelsea. Mój dwunastoletni brat Tom był wniebowzięty, kibicował zawzięcie ukochanej drużynie – Chelsea Londyn. Siedziałam obok niego i oglądałam, nie mając nic lepszego do roboty. Trzeci dzień wakacji. Pokłóciłam się z Livią, zerwałam z Adamem i uśpiłam kota. Wszystko w trzy dni. To lato zapowiada się na najgorsze w moim życiu. 
Wpatrując się w reklamy, wsłuchując się w krzyki brata, że ‘chce już mecz a nie płyn do mycia naczyń’, wtuliłam się w kremową poduszkę… i zasnęłam. 
Godzinę później obudził mnie Thomas, zadowolony, ponieważ Chelsea wygrała. Wzruszyłam ramionami. Mama, podając na talerze naleśniki i polewając je sosem malinowym zaczęła rozmowę.
- Dzwonił Louis. 
- Hm? Kto to?
- Louis Tomlinson, twój kuzyn.
- Aaa, Lou… Co u niego? – spojrzałam na mamę i zaczęłam pomagać jej z serwetkami.
- Dobrze. Wiesz zresztą, opisują każdy jego czyn w Internecie. Zaprasza cię do siebie na wakacje i pierwszy miesiąc szkoły. Londyn to piękne miasto, poza tym będziesz miała okazję poznać One Direction i zobaczyć nową kulturę, kraj i wszystkie różnice między Londynem a Mediolanem. – uniosłam brwi i założyłam ręce na piersi. 
- Olewał mnie przez sześć lat, a teraz nagle kochany kuzynek się w nim obudził? Skąd mogę mieć pewność, że nie zamienił się w typową gwiazdkę zakochaną w sobie? – usiadłam na krześle i zawołałam Thomasa. Zjadłam wszystko i udałam się do swojego pokoju. Ani mama, ani tata nie odpowiedzieli mi na zadane pytanie. Usiadłam przed komputerem. Weszłam na twittera, a na nim zobaczyłam wiadomość od Louisa. 
„Cześć, Młoda. 
Rozmawiałem już z Twoją mamą. Teraz piszę do Ciebie i chyba wiesz już o co chodzi. Chcesz odwiedzić Londyn? W wakacje mamy zupełny luz. Zero koncertów, wywiadów, tras, gal i Bóg wie czego. Chłopaki stwierdzili żebym Cię zaprosił, zresztą też chętnie bym Cię zobaczył. Szósty rok mija jak się nie widzieliśmy. Czas to zmienić (?). Odpisz, Lou. X”

Czytałam wiadomość wiele razy. W końcu zdecydowałam się odpisać następującą treścią.

„Zastanowię się. Jesteś pewien, czy nie zamieniliście się w kapryśne gwiazdeczki? (Bez urazy). Całuję, Jane. X”
Po chwili usłyszałam znajomą melodię Cher Lloyd – Swagger Jagger, numer zastrzeżony. Odebrałam.
- Cześć, Jeanelle, tu Louis. Dzięki że odpisałaś. Co słychać?
- Wszystko dobrze.. Tobie też chyba się powodzi. A co do wyjazdu, chyba pojadę. Tęsknię. – zaśmiałam się do telefonu i przeczesałam grzywkę. – Właściwie… Wiesz co? Załatw już bilet. Jadę jeszcze w tym tygodniu. Kasę za przelot oddam Ci na miejscu. Aha, i masz tam jakieś mieszkanie?
- Za bilet zapłacę sam i nawet nie próbuj się kłócić. Mieszkanie? Pff… Mieszkasz ze mną i chłopakami. Mamy jeszcze wolny pokój. Spodoba Ci się tutaj.
- Musimy nadrobić sześć lat. Dobra, kończę. Zacznę się pakować. Gdybyś mógł, załatw bilet jeszcze na jutro lub pojutrze. Dziękuję i całuję. 
Pożegnaliśmy się. Wyciągnęłam spod łóżka dwie walizki. Spakowałam bluzki, spodnie, bieliznę, kilka bluz i sukienek. Nic wielkiego. Drugą zostawiam na kosmetyki, laptopa, płyty ect. Posiedziałam jeszcze chwilę na fb i TT informując znajomych o wyjeździe do Anglii, po czym zmęczona sama nie wiem czym zasnęłam.

następny dzień rano 
Wstałam przed dwunastą. Spojrzałam na telefon, by upewnić się czy na pewno jest godzina, której się spodziewałam. Zamiast tego, zobaczyłam sms’a od Louisa.
„Lot masz jutro, o dziewiętnastej. Do zobaczenia. X”
Uśmiechnęłam się. Wiadomość przyszła wczoraj, więc już dzisiaj wyjeżdżam. Spakowałam resztę rzeczy, typu kosmetyczka, laptop, ładowarka. Zapomniałam powiedzieć mamie, kurde. Zeszłam na dół i weszłam po cichu do sypialni rodziców, spali jeszcze.
- Mamuś, jadę dzisiaj do tego Londynu. – powiedziałam opierając się o ścianę.
- Jak dzisiaj? 
- Lou załatwił bilety, jestem już spakowana. Lot o dziewiętnastej.
Mama kiwnęła głową na znak, że rozumie i poszła dalej spać. Przewróciłam oczami i poszłam zrobić śniadanie. Kilka kanapek, i brat od razu najedzony. Zjadłam pudełko truskawek i poszłam się umyć. Zrobiłam niechlujnego koka i wpięłam w niego fioletową różę. Zrobiłam delikatne kreski eye-linerem na powiekach i przejechałam po rzęsach tuszem. Ubrałam bokserkę i beżową bluzkę, tzw. ponczo. Do tego dobrałam jakieś jasne rurki i okulary przeciwsłoneczne, zacne Raybanki. Wyszłam z domu i poszłam do Livii. 
- Cześć. – mruknęłam w jej stronę gdy otworzyła drzwi.
- Co tu robisz? Chyba już mi nawtykałaś co o mnie myślisz wystarczająco. 
- Livia, przyszłam się pożegnać, a nie kłócić. Wyjeżdżam na cztery, albo trzy miesiące. Nie mam zamiaru się z Tobą nie widywać na Skajpaju, nie pisać na Twitterze. Przepraszam za sobotę. Wybaczasz? – nie usłyszałam odpowiedzi. Liv przytuliła mnie a ja uśmiechnęłam się i wtuliłam w nią. 
- Gdzie jedziesz? – spytała, zapraszając mnie do środka. Zrobiła kawę mrożoną i usiadła w salonie. 
- Do Londynu, do Louisa. – odparłam biorąc od niej szklankę.
- Louisa Tomlinsona? Zabierz mnieee! – zaśmiała się i upiła łyk.
- Kochanie, w każdej chwili kup bilet i przyjeżdżaj do nas. Będę mieszkać z 1D, to coś co Olivia lubi najbardziej… - uśmiechnęłam się, za co dostałam poduszką w ramię.
- Jasne, że cię odwiedzę.
Tak minęło nam kilka godzin, na rozmowach, słuchaniu muzyki i picia na przemian kakao z sokiem pomarańczowym. O siedemnastej niechętnie zaczęłam się zbierać.
- Za dwie godziny mam samolot. Plus muszę być chyba pół godziny wcześniej. Będę dzwonić.
Tak zeszło kolejne piętnaście minut na staniu w przejściu i żegnaniu się. W domu ściągnęłam balerinki i przywitałam się z rodzicami. 
- Tato, zawieziesz mnie na lotnisko? – spytałam, zgodził się.
Usłyszałam za sobą czyjeś kroki, to była Jeanette, moja siostra bliźniaczka, ta lepsza połówka. Wyprowadziła się od rodziców rok temu do swojego chłopaka, na Florencję. Zawsze byłam z nią porównywana, mimo wszystko ją kochałam. 
- Jade, co tu robisz? – przytuliłam ją do siebie, nie mogłam uwierzyć, nie odwiedzała nas od jakiegoś czasu.
- Przyjechałam zająć twój pokój na wakacje. Wraz z Harrym i… - przyszedł Harry, więc przerwała. Przywitałam się z nim, porozmawialiśmy chwilę, a później Jade wzięła mnie „na stronę”.
- Jestem w ciąży. – szepnęła na moje ucho, a ja się zaśmiałam. 
- Pierwszy kwiecień już był, Jeanette. – już chciałam odejść, gdy zobaczyłam że ona się nie śmieje, nawet nie uśmiecha. Stoi podparta o ścianę i wpatruję się we mnie.
- Nie żartuję. Drugi miesiąc. – spojrzałam na nią jak na wariatkę. Ona ma siedemnaście lat.. Tylko siedemnaście lat.
- Oszaleliście? – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Pustaku, nie masz nawet osiemnastki! Żyjesz z jego marnej roboty i jeszcze się uczysz. Boże. – westchnęłam. Zobaczyłam łzę kapiącą z jej policzka. Przytuliłam ją. – Hej, będzie dobrze… - Uciszyłam jej płacz by nikt nie usłyszał. – Harry wie?
- Nie… Wie tylko mama i ty… - szepnęła ocierając policzki. 
- A planowaliście.. to? 
- Nie. To było na imprezie, za dużo wypiliśmy.. I..
- Ciii.. Nie płacz już. – Pogładziłam jej plecy. 
O osiemnastej wyjechaliśmy wszyscy w szóstkę (dwoma autami) na lotnisko. Pożegnałam się z bratem, Harrym i rodzicami, ale najdłużej żegnałam się z siostrą.
– Jade, gdyby cokolwiek się działo, dzwońcie, piszcie, załatwiam lot i lecę do Mediolanu, pamiętaj. – ucałowałam jej policzek i poszłam na odprawę. 
Wkrótce spałam już z słuchawkami na uszach w samolocie.