Następnego dnia moje myśli wciąż krążyły wokół
Harry’ego. ‘Co go ugryzło?’ wciąż jedno pytanie nie dawało mi spokojnie
funkcjonować. Wstałem z łóżka, poszedłem do łazienki. Była zajęta, więc
grzecznie zapukałem. Drzwi uchyliły się, a w nich stanął nie kto inny, a Hazza.
- Lou..
Wyspałeś się? – mruknął wbijając wzrok w podłogę. Jego mama chyba nie
pochwalała spania nago, ponieważ młody spał w bokserkach.
- Tak,
Harry, dziękuję. A ty? Niewyraźnie wyglądasz. – powiedziałem zamartwionym
głosem. Kiwnął głową na znak, że noc była znośna i wzruszył ramionami.
Zacisnąłem wargi i przewróciłem oczami. Ten szczyl mnie zaczynał irytować. No
bo ile, kurwa, można siedzieć cicho? Wszedłem do pomieszczenia, zamknąłem drzwi
na klucz. Stanąłem przed lustrem, oparłem się dłońmi o umywalkę, spoglądając na
swoje odbicie. Potargane włosy to było nic w porównaniu z moją zmęczoną twarzą.
Spójrzmy prawdzie w oczy – co z tego, że o jedenastej poszedłem spać, skoro
obudziłem się w środku nocy i nie zasnąłem do rana, gdyż myślałem, nie trudno
się domyślić o czym.
- Louis?
Długo będziesz? Ja chciałam tylko szczotkę do włosów... – głos starszej siostry
Harry’ego wyrwał mnie z zamyśleń. Otworzyłem drzwi, zapraszając gestem dłoni
dziewczynę do środka pomieszczenia. Posłała mi zawadiacki uśmieszek, po czym
zabrała przedmiot i wyszła. Uniosłem brwi i podszedłem z powrotem do lustra.
Postanowiłem najpierw ogarnąć wulkan, który wybuchł na mojej głowie, a potem
zająć się twarzą. Po kilku minutach, nie wiem ilu dokładnie, wyglądałem mniej
więcej jak człowiek. Opuściłem łazienkę, udając się do pokoju. Ubrałem się w
obcisłą bluzkę w paski i zielone rurki. Do tego, jak doradziła mi Gemma,
ubrałem czerwone szelki. Przejrzałem się jeszcze kilka razy w lustrze i
zszedłem po schodach do kuchni, jak się okazało śniadanie było już gotowe.
Usiadłem przy stole, a zaraz obok mnie pojawiła się Gemma.
-
Smacznego. – mruknęła posyłając mi ciepły uśmiech. Odwdzięczyłem się tak samo
miłym uśmiechem i zacząłem powoli jeść kanapki. Dziewczyna oświadczyła mi, że
wychodzi, a zaraz po tym dodała, że jej matka jest w pracy i wróci wieczorem.
- Miłego
dnia. – rzuciłem i wstałem, by pomyć naczynia. Kilka minut po wyjściu
nastolatki z domu, pojawił się Loczek.
-
Wychodzę. Będę jakoś koło czwartej. Rano. – powiedział beznamiętnie, ubierając
buty.
- Kurwa.
– rzuciłem talerzem. Nie miałem tego w zamiarze, ale rozbił się. Podszedłem do
Harry’ego i chwyciłem go za ramiona. – Jesteś idiotą, wiesz? I jebanym egoistą.
Jak kurwa możesz nie odzywać się do mnie tyle czasu, po czym kurwa oznajmić mi,
że wychodzisz i będziesz o czwartej nad ranem?! Gdybym kurwa znał powód. Ale go
kurwa jebana mać nie znam! Harry, idioto, powiedz mi do chuja co się dzieje.
Nie wiem jak mam to dalej ciągnąć. Przed fanami, reporterami i wszystkimi
innymi udajesz, że jest okej. ALE KURWA NIE JEST! – wydarłem się, patrząc mu
prosto w oczy. Wykrzyczałem mu prosto w twarz, co mi leżało na sercu tyle
czasu. I szczerze powiedziawszy, popełniłem błąd. Harry osunął się po ścianie,
skulił na podłodze i zaczął płakać. Najnormalniej w świecie, schował twarz w
kolanach i zaczął szlochać. Kucnąłem obok niego, delikatnie kładąc dłoń na jego
ramieniu. – Hazza.. powiedz mi, błagam, o co chodzi... Nawet nie wiesz, jak
bardzo się o ciebie martwię. – szepnąłem i drugą dłonią uniosłem jego głowę, by
spojrzał na mnie. Łzy ciekły mu ciurkiem po policzkach, zmrużył oczy, by
leciało ich mniej. Otworzył usta, jakby już chciał powiedzieć co mu leży na
duszy, lecz zamiast zacząć mówić, on przybliżył się do mnie, zmniejszając tym
samym dystans między nami. Poczułem jego ciepły oddech na swojej twarzy, a
zaraz potem usta. Zmrużyłem oczy, moje serce zaczęło szybciej bić. To sen, tak?
Nie tak dawno nie mogłem przestać myśleć o smaku jego warg, a teraz... Zresztą,
po co ja w takim momencie myślę. Chciałem mu się oddać, zaufać jego uczuciom.
Tu i teraz. Jednak on oderwał się gwałtownie ode mnie. Na policzkach miał
wypieki, a z jego oczu poleciało jeszcze więcej łez.
- Louis...,
ja chyba jestem nienormalny. Kocham cię. – wyszeptał, wstając z podłogi. Ominął
mnie zręcznie i wybiegł z domu. Stanąłem w przejściu. Przez chwilę miałem
ochotę zacząć biec za nim, ale to było bez sensu, Harry zawsze był szybszy ode
mnie. Krzyczałem jego imię. Miałem wrażenie, że odwrócił się i spojrzał na
mnie. Może patrzył na mnie wieczność, może tylko ułamek sekundy. Nie wiem,
ponieważ zalałem się łzami, wszedłem do domu po swoje rzeczy. Te kilka minut
zmieniło całe moje życie. Napisałem do niego smsa „Hazza, wracam do Londynu.
Nie zostawię Ci auta, bo kurwa, jesteś dzieckiem. Jedź autobusem.”, zacząłem
pakować ubrania. Nawet nie zdążyłem spojrzeć na zegarek, kiedy już byłem w
drodze powrotnej do domu. Mojego domu.
Niall
Wraz z
Jane stwierdziliśmy, że przeprowadzimy się do mnie. To znaczy, przeprowadzimy. Chodzi mi mianowicie o
to, że mała zamieszka u mnie w czasie jej pobytu w Londynie. Później... jakoś
ogarniemy nasze spotkania, cóż. W każdym razie Jane wpadła na ten pomysł i od
wczoraj jeszcze żyjemy; nic nie spaliliśmy, nie rozbiliśmy ani uwaliliśmy
błotem. A teraz, leżeliśmy w łóżku. Dopiero się obudziłem, a Jannie wpatrywała
się we mnie przez cały czas, co czułem przez sen.
- Niall,
kochasz mnie? – na dzień dobry przywitał mnie głos Jeanelle.
- Tak. –
odparłem bez namysłu i chciałem ją przytulić, ale umknęła mi, wychodząc spod kołdry.
Usiadła na krawędzi łóżka.
- A kogo
będziesz kochać jutro? – ponownie spytała, a ja, znów bez chwili zastanowienia
się, mruknąłem ‘Ciebie’.
- A
pojutrze? – przeczesała włosy, na co ja również wyszedłem z łóżka. Położyłem
się na brzuchu na kołdrze, wpatrując w dziewczynę. Cóż ona znów wymyśliła?
- W
dalszym ciągu ciebie.
- A za
dwadzieścia lat? – założyła ręce na piersi, wpatrując się w moje oczy.
Zagryzłem wargę.
- Inną. –
szepnąłem, uśmiechając się zabawnie.
- Kogo? –
Jane widocznie nie podzielała mojego entuzjazmu, jeszcze. Miała smutną minę na
to słowo, jednak nie mogłem się dłużej nad nią znęcać.
- Naszą
córkę. – podniosłem się, usiadłem obok niej i musnąłem jej usta. Kiedy się
całowaliśmy, czułem jak Jannie się uśmiecha.
Heej. ;) Wybaczcie, za ten rozdział, nie wyszedł tak jak chciałam. Dedykuję go Bartusiowi, mojemu kochanemu braciszkowi, choć nie wiem czy to czyta. Przepraszam jeszcze raz za wczoraj. Nie bądź już smutny przeze mnie :c
Wiku. xx